Hej! To JA! Przepraszam was, że nie napisałam wczoraj tak jak obiecałam, ale pojechałam w odwiedziny do kuzynki. ( ACH, te wymówki).
Idziemy już trzy dni powoli tracę nadzieję na wyjście z tego piekła. Widzę, że chłopaki też nie są tacy weseli jak na początku podróży. Nie patrzą już na wszystko przez pryzmat "różowych okularów". Jest już za późno na wycofanie się. Mam wrażenie, że nigdy stąd nie wyjdziemy. Zginiemy tu! Szłam w środku naszego małego pochodu na wypadek gdyby coś nas zaatakowałało chłopaki mieli mnie bronić. Czasem chciałabym, żeby to coś nas zaatakowało, żeby nas pożarło. Byłby spokój. Zginęłabym i nie musiała się już męczyć. Czy moje życie musi być tak skomplikowane? Chociaż pamiętam kilka rzeczy o mnie nie mogę przypomnieć sobie o innych ludziach. Czy są może jeszcze jakieś dziewczyny? Czy na świecie żyją już tylko ci wkurzający, popisujący się faceci ? Jestem bardzo zmienna. Przed trzema dniami cieszyłam się, że istnieją, a teraz mam ich serdecznie dość. Z tego co pamiętam w moim dotychczasowym życiu nie cieszyłam się powodzeniem u chłopków. Z dziewczynami zresztą też się nie kolegowałam. Jestem typem introwertyka. Zawsze byłam postrzegana jako odludek, dziwak. Dobrze się uczyłam, ale nie miałam przyjaciół. Koniec końców stałam się samotnikiem. Nie umiem wyrażać swoich myśli i uczuć w naturalny sposób. Jestem bardzo zamknięta w sobie. Dlaczego tak jest? Dlaczego cały czas zadaję pytania na które nie da się znaleźć odpowiedzi? Z mojego wewnętrznego monologu wyrwał mnie Newt. Dostał ode mnie ksywkę Newt-wybawiciel. Oczywiście o tym nie wie. Nie powiedziałam mu. Pewnie spytacie się czemu go tak nazwałam i czemu o tym nie powiedziałam. Otóż odpowiedź jest prosta. Nazwałam go tak, bo jak nikt umie wyczuć, że coś kogoś gryzie, a nie powiedziałam mu dlatego, że uznano by mnie za wariata. Wystarczy, że już w szkole tak myśleli, czemu mieliby myśleć o mnie tak "ciepło" i tu?
-Hej rozchmurz się! Co cię gryzie?-spytał.
-Nic, nic po prostu myślę.-odpowiedziałam.
-A o czym myślisz?Tylko nie próbuj mnie okłamać!-zagroził.
-Ehhhh... Moje życie to jedna wielka udręka.- zaczęłam o dziwo bez żadnego lęku. Ufałam mu.
-Myślisz tak, bo dalej nie znaleźliśmy wyjścia?- bardziej oznajmił niż spytał.
-Tak. Nie mów nikomu, że o tym z tobą gadałam. To nie w moim stylu.-poprosiłam.
-Jasne. A o czym to przed chwilą gadaliśmy?-uśmiechnął się.
-Dziękuję ci. Za wszystko.
Zaczęliśmy iść dalej. Dzień wcześniej wysłaliśmy Thomasa na zwiady. Do tej pory nie wrócił. Boję się o niego. A co jeśli coś mu się stało? Co jeśli wielki, robotyczny pająk go złapał i zabił? Pytałam sama siebie. Oczywiście wymyślam najgorsze scenariusze. Bardzo w moim stylu. Nagle zza krzaków coś na nas spadło. To były gałęzie i liany. A kto je rzucał? No zgadnijcie. Thomas! Wszyscy mocno go wyściskaliśmy. Mówił, że ledwo uszedł z życiem przy spotkaniu z pająkiem. Powiedział, że było warto, bo za jakieś 6 kilometrów znajdziemy wyjście. Pierwsza dobra wiadomość od czasu przybycia do strefy. Zbliżała się kolejna noc na murach. Do tej pory nie niepokoiły nas żadne stworzenia. Dzisiaj jednak każdy z nas był pewny, że to się zmieni. Porozdzielaliśmy warty. Ja z Thomasem, Minho z Newtem i Albi sam. Myślę, że nawet my nie dotrwamy do końca. Na pewno w tym czasie dopadną nas te stwory.
Nie myliłam się.Tylko o tym pomyślałam i w tym samym momencie nas zaatakowały. Było już 3 pająki, a dochodziły następne. Wychodziły z jednej ogromnej dziury w murze. Chłopaki oczywiście bezmyślnie rzucili się na problem nie szukając przyczyny. Mi kazali usunąć się, aby nic mi się nie stało. Czy to ma sens? Przecież jak zginął nic nie pomoże usuwanie się w kąt. Podbiegłam do miejsca z którego wyłaziły potwory. Przyglądnęłam mu się. Postanowiłam zatkać dziurę ogromnym głazem, który był tuż obok. Zawsze byłam bardzo słaba, byłam pewna, że się nie uda. Zaczęłam pchać kamień.Niestety, ani drgnął. Gdy spojrzałam na chłopaków zobaczyłam, że sobie kompletnie nie radzą. Potworów było za dużo! Nagle dostałam jakieś niewiadomej dawki siły.Błyskawicznie zrzuciłam głaz na potwory, które miały zamiar na uśmiercić. Zostało tylko dwa stwory. Podbiegłam do nich, a one rozpłynęły się w powietrzu. Nie za bardzo wiedziałam skąd wzięłam tyle siły na przesuniecie głazu i odstraszenie potworów. Popatrzyłam w niebo, które pokryło się wszystkimi barwami tęczy. Niesamowite zjawisko niestety znikło po krótkiej chwili. Zgaduję, że to to dało mi tyle siły.
Chłopaki popatrzyli na mnie z niemałym przerażeniem.
-Jak ty to?-zapytali.
-Nie wiem.-odpowiedziałam.
Można powiedzieć, że w tym momencie rozumieliśmy się bez słów.
Podeszłam do nich. Byli cali zakrwawieni. Podniosłam rękę, która natychmiast zaczęła świecić. W jednym momencie wszyscy wyglądali tak samo jak przed atakiem. Wszyscy oprócz Albiego. Podbiegliśmy do niego. Niestety było już za późno. Te piekielne stwory zabrały nam świetnego kolegę. Zginął za mnie. Czuję się okropnie. Zaczęłam sobie wszystko wyrzucać, zaraz potem zemdlałam. Obudziłam się następnego dnia. Tak przynajmniej mi się zdawało.
-Co się stało?-zapytałam ledwo obudzona.
-Chłopaki! Obudziła się!-krzyknął Minho.
-Nic ci nie jest? Dobrze się czujesz?-zapytał Thomas.
-Nic cię nie boli?-zapytał Newt.
-Pamiętasz coś?-zapytał Minho.
-O co wam chodzi? Moglibyście z łaski swojej nie zadawać mi takich bezsensownych pytań?-krzyknęłam.
-Wróciła stara, dobra Tereska.-uśmiechnęli się.
-A niby gdzie byłam?-zapytałam sarkastycznie.
-AAA... tylko leżałaś nam tu nieprzytomna przez 4 dni.-odpowiedzieli.
W tym momencie zaczęłam przypominać sobie nie tylko moment walki, ale i całe dotychczasowe życie. Wiedziałam już, że Albi nie żyje. Wiedziałam również gdzie jest wyjście i po co byliśmy w strefie.
-No to co zbieramy się. Wracajmy do naszego starego życia.-powiedziałam.
-Do strefy?-zapytali przerażeni.
-Nie. To zamknięty rozdział. Wiem, gdzie jest wyjście i co nas za nim czeka.-odpowiedziałam.
-Przypomniałaś sobie? Ale jak?
-Nie wiem. Ważne, że jesteśmy ocaleni. Pochowaliście Albiego?-zasmuciłam się.
-Tak.-odpowiedzieli również smutno.
Albi był świetnym przyjacielem. Umiał rozwiązywać spory, był dobrym słuchaczem, udzielał mądrych rad. Szkoda, że już go nie ma. Po raz pierwszy w życiu rozpłakałam się przy ludziach. Chłopaki w czasie tych wypraw stali się mi niezwykle bliscy. Jak rodzina.
-Chodźmy stąd.-zaproponowałam przez łzy.
-Chodźmy.-odpowiedzieli zgodnym chórem.
No to koniec części trzeciej :) Jeszcze epilog i zaczynam nowe serie na blogu. Mam nadzieję, że się wam spodobało. Starałam się zrobić jak najwięcej zwrotów akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz