czwartek, 28 kwietnia 2016

List Oskara

Hej! To znowu ja! Nie mam ochoty się dzisiaj rozpisywać we wstępie, więc szybko przechodzę do tematu postu.


Paryż, 22 grudnia 2010 r.
Szanowny Panie Boże,
Dzisiaj znowu pokłóciłem się z Peggy. Tym razem nie z mojej winy. A było to tak:
Jak zawsze przyszedłem rano do Peggy, ale nie wiedzieć czemu był u niej Pop Corn i z nią gadał. Ukryłem się i chwilę patrzyłem na tę "rozczulającą" scenkę. Śmiali się, rozmawiali. Ble, ble, ble. Nawet nie wiesz jak bardzo byłem zły. Jeszcze dwa dni temu robiła mi wyrzuty, że "latam" za kobietami i całuje każdą napotkaną. Była na mnie tak długo obrażona, a to był błąd młodości! Całowałem się z Chinką zanim ożeniłem się z Peggy. Tymczasem jesteśmy kilka lat po ślubie, a ona romansuje. I to z moim kumplem! Tak nie może być! Wyskoczyłem z ukrycia. Obydwoje przestraszyli się tak bardzo, że mimo swojej choroby Peggy stała się zupełnie czerwona. Wyglądała jakby, dopiero co, zakończyła co najmniej triatlon. Ucieszyłem się w myślach, że jej tak głupio.
-Jestem tolerancyjny. Jeśli serio masz mnie dość to weźmy rozwód!
-To nie tak jak myślisz.
-Chyba dokładnie tak jak myślę.
Odszedłem. Nie chciałem patrzeć jak rozmawiają. Po tylu latach i wspólnych przeżyciach tak po prostu mnie przekreśla.Woli jakiegoś tłuściocha! Z rozmyślań wyrwała mnie ciocia Róża.
-Witam Cię Oskarku. Coś się stało?
-Nic się nie stało. Po prostu mam chandrę.
-Masz chandrę, więc coś się stało. Opowiedz. Może uda mi się Ci pomóc.
-Biorę rozwód z Peggy!
-Ale czemu?
-Bo bezczelnie romansuje sobie z Pop Cornem na moich oczach.
-Może tylko Ci się zdaje.Może rozmawiali o czymś ważnym?
-I śmiali się przy tym? Przepraszam ciocię, ale chcę być sam.
No i co, Boże, miałem według ciebie zrobić? Nie wiem. Czy masz żonę? Jeśli nie, to jej nie szukaj. Baby to tylko kłopoty. Tylko ciocia Róża jest fajna, bo nigdy na mnie nie krzyczy i opowiada o zapasach. Nie chciałem jej tego przyznawać, ale po opowiedzeniu mojego kłopotu zrobiło mi się lżej. "Problem opowiedziany komuś bliskiemu, staje się już tylko połową problemu". Poszedłem do Einsteina, żeby jakoś zabić czas. Niestety nie byłem mile widziany. Po pięciu minutach wizyty wróciłem do siebie. Ciocia Róża już na mnie czekała. 
-Myślę, że mylisz się co do Peggy. Powinieneś z nią porozmawiać.
-Skąd ten pomysł? Ona jest dwulicowa.
-Idź, pogadaj z nią. Założę się, że będziesz ją jeszcze przepraszał.
-Zastanowię się.
Po jakimś czasie ( który spędziłem na spaniu, jedzeniu, oglądaniu zapasów i długim rozmyślaniu za co mogę przepraszać Peggy) postanowiłem, że jednak pójdę. Dowiem się, o co chodzi. Przyszedłem do pokoju Peggy. Przeżyłem szok. Czekali tam na mnie moi rodzice, przyjaciele, ciocia Róża i oczywiści Peggy. Z porannych emocji zapomniałem, że mam dzisiaj urodziny. Podczas jedzenia tortu (Pop Corn dostał mniejszą porcję, żeby nie zgrubł, ale i tak wsadził sobie połowę ciasta w spodnie) zrozumiałem, że w szpitalu urządzili konspiracje przeciwko mnie. Każdy wiedział o urodzinach i imprezie, dlatego wszyscy zachowywali się dziwnie. Przeprosiłem Peggy i Pop Corna i wróciliśmy do dalszego świętowania. 

Do jutra, Oskar
PS. Nie mam dzisiaj życzeń. Chyba, że umiesz sprawić, że urodziny obchodzone są codziennie. Jeśli tak to składam zamówienie.


No to skończyłam :D. Co jeszcze mogę powiedzieć, kiedy nie mam nic ciekawego do powiedzenia? Chyba tylko standardowo mam nadzieję, że się podobało :)

sobota, 23 kwietnia 2016

Moja podróż...#2

Hej! To ja! Dość długo nie było posta z serii "Moja podróż", więc postanowiłam to zmienić :) I już piszę posta. :)

13 luty (chyba)
Pewnie zastanawiacie się czemu przy dacie widnieje słowo chyba? Już odpowiadam. Jestem w Starożytnej Grecji, a czas płynie tu inaczej niż w teraźniejszości.Proste pytanie prosta odpowiedź.
W każdym razie wczoraj wieczorem zażyczyłam sobie od Aleksandra naprawdę dużo jedzenia, napoju i ciepłej kąpieli. Do takich luksusów można się przyzwyczaić. Wracając. Król przyszedł do mnie dzisiaj po tym jak dowiedział się od tego poddanego całej treści rozmowy. Byłam na to przygotowana. Wymyśliłam już ( na szczęście) dlaczego powiedziałam jak zginie.
- Witam. Dobrze się spało?
-Tak, tak. Posłanie jest trochę niewygodne, ale można się przyzwyczaić.
-Ahhh.. To dobrze? Poproszę moich ludzi, żeby jeszcze dziś naprawili ten problem.
-Oh. Dziękuję. Nie spodziewałam się. W szkole raczej przedstawiano cię jako bezwzględnego wojownika niebojącego nie ryzyka.
-.... Nie ważne. Chciałem się spytać o to twoje "przepowiedzenie" mojej śmierci. Czy to prawda? Czy właśnie tak zginę?
-Nie... Powiedziałam mu to, żeby ten facet, żołnierz czy jak mu tam dał mi spokój. Jestem samotniczką i nienawidzę kiedy ktoś mi rozkazuje. Chciałam go przestraszyć.
-Ufff... Bałem się, naprawdę. Też uważam, że jest denerwujący.
-Masz szczęście, że nie poznałeś, a nie ważne.
-Kogo? A! No tak! Wyssłaniczka Ateny. Pewnie spotykasz na swojej drodze dużo głupich ludzi. Takich jak ja.
-Owszem spotykam, ale nie uważam, że TY do tych osób należysz. Po tej krótkiej rozmowie z tobą mogę stwierdzić, że jesteś bardzo miły. A z innych źródeł wiem, że jesteś inteligentny.
-Dziękuję za słowa dodające otuchy. Zawsze wszystkich tak komplementujesz? I zakładam, że mam nie pytać o inne źródła?
-Komplementuję osoby, które na to zasłużyły. Ty się zaliczasz. Słuchaj Life Is Brutal. Nie można wiedzieć wszystkiego.
-Jesteś świetną osobą! Przepraszam cię, ale muszę iść na poranny obchód.
Taka króciutka rozmowa, a sprawiła, że do końca dnia suszyłam zęby. Zresztą samo to, że jestem W Grecji, którą chciałam odwiedzić od dawna... Marzenia się spełniają. I mówię to ja, która w to nie wierzyła. Nie martwię się nawet nadchodzącymi wojnami. Jestem zadowolona.
Przespacerowałam się pomiędzy namiotami. Gdziekolwiek się pojawiłam każdy mężczyzna przerywał swoje zajęcie, skłaniał mi się i czekał aż przejdę dalej by zajęcie kontynuować. Trochę mnie to speszyło, ale nie miałam innego zajęcia, więc dalej spacerowałam. Podczas przechadzki dotarło do mnie, tak serio, że nie wiem jak wrócić do mojego świata, wymiaru. A wrócić bardzo chce. Starałam się coś wymyślić, ale na nic nie wpadłam. Zaczęłam trochę panikować. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie szczegóły feralnego wf. Ale poza tym co już wiedziałam nic nie pamiętałam. Postanowiłam, że muszę się opanować. Szybko wzięłam się w garść. I dobrze, bo właśnie w tym momencie podszedł do mnie jakiś młodszy kadet.
-Witam, Dzień dobry, Emm.. Pani, bogini, eee...
-Wystarczy Olimpia. Hej! Jak masz na imię?
-Natanael pani, bogini eee... Olimpio?
-Ładne imię. I nie pani bogini tylko Olimpia. Okej?
-OK-EJ?
-Okej. Czemu mnie zatrzymałeś? Masz jakiś problem?
-Nie tylko. Koledzy. O.. tamci! Założyli się, że nie zagadam do Pani.
-Koledzy tak? A o co się zakładaliście?
-O kilka drachm.
-Mmmm... Bardzo wartościowa nagroda. A gdybym do nich podeszła i nie wiem? Na przykład hmmm... przygadałabym im?
-Mogłaby pani?
-Nie pani tylko El.. elokwentna wysłanniczka. I tak mogę, bo jak na razie nie mam zajęcia, więc się trochę nudzę. Prowadź.


-Cześć, Olimpia, ale pewnie już wiecie. Przybyłam tu po to by się wami najeść.
-Co???!!!
-A nic, tak tylko żartuję. Następnym razem może nie róbcie głupich zakładów, bo może się to źle skończyć. Wiecie piłka w łeb i te sprawy.
-D-D-dobrze..
-I nie stresować się! To jest wojsko, a nie salonik piękności. Wracać do pracy.
-Dobrze.

-Nie wiem jak się odwdzięczyć. Dziękuję.
-Nie ma za co. Nawet wyglądało to zabawnie jak tacy przerażeni zwykle ludzie nic sobie ze mnie nie robią. Pomiatają mną. Śmieją się ze mnie.
-Kto? Dlaczego?
-Nie znasz ich i nigdy nie poznasz. Muszę wracać do namiotu.
-Odprowadzić?
-Nie, nie chcę pobyć sama. Do widzenia.
-Do widzenia. Dziękuję jeszcze raz!

Gdy wróciłam do namiotu zastałam w nim Aleksandra. Zdziwiłam się. Spytał mnie gdzie byłam tak długo. Zdziwiłam się po raz drugi, jednocześnie wystraszyłam. Być może dowiedział się o tym kłamstwie z wysłanniczką. Albo to, że ingerowałam w sprawy żołnierzy. Stałam się blada jak ściana. Najwyraźniej to zobaczył i kazał mi usiąść i napić się. Starałam się opierać, ale on był bardziej zdecydowany. Nie potrafiłam się opierać, bo tak bardzo opadłam z sił. W myślach powiedziałam sobie: Jeśli wrócę to swojego świata to na 100% będę jadła jakieś witaminki i więcej odpoczywała i zdecydowanie muszę nauczyć się panować nad stresem. Odpoczęłam i postanowiłam z nim pogadać. Wywalił wszystkie osoby, które akurat były z nami w namiocie.
-Na pewno czujesz się dobrze? Wiesz, że się nie pali możemy tą rozmowę przenieść.
-Nie, nie już wszystko dobrze. Możemy porozmawiać.
-Cieszę się. Chciałem się spytać czy mogłabyś pogadać z Ateną.
-Co? A tak, tak. Zamyśliłam się.  Mogę. Powiedz mi tylko na jaką bitwę się szykujecie?
-To dobrze. Dziękuję. Przygotowujemy się do bitwy pod Issos. A co?
-Nie ma za co. Nic po prostu muszę to wiedzieć. Mógłbyś zostawić mnie samą?
-Oczywiście.
Odpoczęłam i wyszłam przed namiot oznajmić mu, że wiem kto wygra, ale nie mogę powiedzieć nic, bo może to zawarzyć nad losami bitwy. Cały czas tak do niego mówiłam, a on to przyjmował jakby nigdy nic. Tak jakby był pewny, że gdy będę wiedziała, że może zginąć to mu o tym powiem. Czy aż tak mi ufa? To dość podejrzane.

Kilka dni po bitwie
Nie mogę uwierzyć, że jest już po bitwie.Kiedy byłam w moim świecie oglądałam różne krwawe walki w telewizji. Czy to w Afganistanie czy Iraku. Ale nigdy nie widziałam takiej rzezi. Być może ludzie filmujący te zdarzenia oszczędzali swoim widzom widoku, a może nie było to aż tak krwawe. Wojna jest straszna. Nie życzę nikomu, żeby to przeżył.
Wszędzie po bitwie było widać nieżywe już ciała dzielnych mężczyzn, którzy spełniali rozkazy swojego dowódcy. Czy którakolwiek ze stron osiągnęła coś? Owszem Aleksander zdobył tereny. Być może dzięki niemu żyje w Polsce, mogę się uczyć i rozwijać, ale jakim kosztem? TYLE LUDZI ZGINĘŁO! To dla mnie nowe przeżycie. Od kilku dni mam koszmary. Mam nadzieje, że to minie. Ciężko funkcjonować z takimi widokami przed oczami. Czasem wolałabym nie mieć wyobraźni, może nie wymyślałabym co by było gdyby wojna potoczyła się inaczej... Jestem pewna, że jeśli wrócę do mojego świata będę starała się by nie zapominano o jakichkolwiek ofiarach wojen. O ile wrócę...

Kazałam jakimś facetom, żeby wypisali imiona wszystkich poległych i opisali przebieg bitwy, najlepiej na czymś odpornym na ogień, wodę i inne czynniki. Być może przy odrobinie szczęścia uda się je potem znaleźć. Mam taką nadzieje.
Teraz chyba zaczynam rozumieć słowa pani od historii. Nie wiem czy wiedziała, że czeka mnie taka "misja". Chyba wiedziała i próbowała mnie do tego jak najlepiej przygotować. Może jej też się coś takiego zdarzyło? Może to taki dar? Czyżbym mogła podróżować w czasie do dowolnych epok? Jeśli tak, to mam nadzieję, że za każdym razem jak będę chciała się gdzieś przenieś nie będę musiała dostawać w łeb. Teraz chyba rozumiem cel tego przedsięwzięcia. Mam zobaczyć do czego doprowadza wojna, a potem w rzeczywistości starać się temu zapobiec. Tylko co taka zwykła, nudna, brzydka dziewczyna jak ja może zrobić? Jak może się przeciwstawić? Tego nie wiem. Ale wiem, że muszę to zrobić. To moja misja. I MUSZĘ dać radę.

W momencie wypowiedzenia tych słów, świat zawirował, a ja upadłam...


No to koniec części drugiej :) Standardowo mam nadzieję, że się podobało :) Do następnego posta.

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Misja Vuka Drakkainena

Hej! Tym razem znów mnie długo nie było. Jak zwykle :) Nie chcę się tłumaczyć, bo blog to byłyby tylko ciągłe usprawiedliwienia :) Dzisiaj przychodze do Was z, jak widać to tytule, misją Vuka.
Krótka informacja:
Vuko Drakkainen to główny bohater powieści "Pan Lodowego Ogrodu". Historia dzieje się w przyszłości. Utwór łączy cechy fantastyki naukowej i fantastyki baśniowej.
Zaczynamy!

Vuko Drakkainen to odważny i inteligenty mężczyzna. Został wysłany, na obcą planetę-Midgaard, z misją ratunkową i badawczą. Jest najstarszym z załogi w Darkmoor. Pamięta jeszcze świat, który nie wiedział o istnieniu innych ludzi w kosmosie.
Trafiłem na planetę Midgaar. Po wylądowaniu i krótkotrwałym zapoznaniu się z florą domu antropoidalów stwierdziłem, że wygląda podobnie jak na Ziemi. Kiedy to odkryłem, stało mi się szkoda mieszkańców, którzy mogli to stracić w wyniku wojen, a potem niewolnictwa. Poczułem się nieswojo, a jest to u mnie rzadkością. Postanowiłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby udało się uratować tych ludzi. Nawet kosztem własnego życia.
Podczas rozmyślań podszedł do mnie jeden z tutejszych. Poruszał się bardzo cicho, więc nie usłyszałem go. Stanął nade mną i mruknął. Wysraszyłem się tak bardzo, że spadłem z klifu, na który m stałem. W ostatniej chwili złapałem się rękami podłoża. Zacząłem machać nogami. Nie mogłem znaleźćdla niech podparcia. Całe ramiona, plecy i brzuch zaczęły drżeć, a po czole i karku spływały mi kropelki potu. W mojej głowie pojawiały się tylko myśl: "Zginę", "Już po mnie", "Misja sie nie powiedzie". Z pomocą przyszedł mi chłopak, który mnie wystraszył.O ile można nazwać go chłopakiem. To pół człowiek, pół jakiś ptak?Wyciągnął mnie na stały ląd. Upadłem na kolana, potem twarz. Leżałem tak kilka minut. W mojej głowie ponownie kotłowało się milion myśli. Cały drżałem i ciężko oddychałem. Czułem się jakbym był uratowanym topielcem. Serce waliło tak mocno, że myślałem, że wyskoczy. Po uspokojeniu ciała i myśli zebrałem się w sobie i chwiejnymi ruchami wstałem. Jedno jest pewne: to wydarzenie mnie mocno zniechęciło. Podziękowałem tajemniczej osobie . Mówiłem szybko, niewyrażnie i nieskładnie. Mój rozmówca, chyba, jednak zrozumiał. Przez kilka chwil czułem niepokój. Stał przede mną mężczyzna dwa razy wyższy.Później jednak zmienił się. Zniknęły skrzydła. Ukazał się mały, może dziesięcioletni, chłopiec. Normalne standardy: bez dodatkowych rąk, nóg, skrzydeł czy oczu. Nie mogłem uwierzyć, że chłopak takiej postury zmienił się w takie chucherko. Nic jednak nie powiedziałem. Stwierdziłem, że jesłi każdy mieszkanie c tak wygląda, to trzeba im pomóc. Targnęła mną rozpacz. Zobaczyłem błagalny wzrok chłopca. Poczułem, że moje nogi, w zagadkowy sposób, robią się jak z waty. Oprzytomniałem jednak w porę i postanowiłem dzielnie stawić czoła niebezpieczeństwu.
Stan Vuka na początku był krytyczny. Cały czas uważał, że nie da rady. Później po kilku rozmowach z mieszkańcami doszedł do wniosku, że wszyscy liczą na niego i nie ma innego wyjścia. Musi sobie poradzić.


No to skończyłam:) Nareszcie. Mam nadzieję, że się podobało. Być może komuś to opowiadnie pomoże w zrobieniu zadania :) Do następnego posta.